Zespół Aspergera od środka

Pierwszy dzień w szkole
Drugi września – pierwszy dzień w szkole integracyjnej. Dwie
nauczycielki (w klasach integracyjnych jest dwóch nauczycieli)
zabierają swoją maleńką klasę na spacer po szkole. Jest to ze
wszech miar godne polecenia i pochwały. Dzieci oswajają przestrzeń.
Zapoznają się z nowym miejscem, poznają lokalizację ważnych
drzwi w szkole … ruch sprzyja zmniejszeniu stresu. Słowem,
same zalety. Tylko że podczas rekonesansu nauczycielki gubią
chłopca z Zespołem Aspergera. Po pewnym czasie i poszukiwaniach
udaje się go znaleźć, ale jest on w bardzo złym stanie. Ten
dzień jest dla niego stracony. A szkoła, oswajana na różne sposoby
przez rodziców, stała się dla niego jeszcze bardziej nieprzyjaznym
miejscem.
Szkoła
Jedno zdarzenie, a tylu dotyka spraw. Można się pokusić o stwierdzenie,
że szkoła dla człowieka z ZA to zwykle najgorsze doświadczenie
w życiu. Tak naprawdę nic mu tam nie sprzyja. Stąd nie ma ono
w szkole dobrych dni w takim znaczeniu, jak inne dzieci. Dni są co
najwyżej znośne. Sukcesem bywa zwyczajne przetrwanie dnia!
Dla większości uczniów szkoła kojarzy się (pozytywnie) z możliwością
interakcji z rówieśnikami – rodzą się znajomości, przyjaźnie.
Pojawiają się możliwości wspólnego działania, czy to w zabawie, czy
w sporcie, czy w nauce. To daje dzieciom frajdę – wpływa także stymulująco na ich rozwój… Tu w tej wyliczance warto się zatrzymać.
Ponieważ w przypadku dzieci z ZA te pozytywy szkoły są (lub zwykle
stają się) jej mankamentami.
Popatrzmy na szkolę oczami dziecka z ZA. Już sama myśl pójścia
w miejsce nieprzyjazne i nieprzewidywalne z w miarę przewidywalnego
i zwykle przyjaznego domu, jest dużym stresem. Dziecko
się „nakręca”, korzystając ze swoich negatywnych doświadczeń lub
nawet z wyobrażeń. Nie jest mu łatwo zracjonalizować swoje związane
ze szkołą lęki. Zwłaszcza że w jego przypadku te lęki są jak
najbardziej uzasadnione. Wszystko to jest poparte dużą wyobraźnią
i raczej niepozytywnym patrzeniem na świat.
Pamiętajmy, że dziecko ma w sobie doświadczenia z przedszkola,
które także niekoniecznie muszą być pozytywne. Podążając
do szkoły, dziecko widzi zwykle nieciekawy budynek w szarym kolorze
z wieloma oknami. Wie, że każde okno to klasa, a każda klasa to
tłum innych dzieci i nauczyciel, który nie do końca wiadomo czego
od niego chce. Bo wyraża się nieprecyzyjnie, często zmienia zdanie…
(To w wariancie pozytywnym. Bo może się zdarzyć że, delikatnie
mówiąc, nauczyciel nie będzie jego sprzymierzeńcem.) Każde
zaś inne dziecko może potencjalnie go skrzywdzić. Często widzi
tłum dzieci bawiących się na boisku. Słyszy krzyki (dzieci z ZA są
często nadwrażliwe słuchowo). W szkole tłum dzieci jest już pewny.
Pewny jest także ogromny hałas, zgiełk i chaos (ludzie z ZA dobrze
się czują w środowisku uporządkowanym – więc znów uwarunkowanie
niepomyślne). A to wszystko dodatkowo przyprawione świdrującym
i ogłuszającym dźwiękiem dzwonka, który nawet ludzi nie
dotkniętych nadwrażliwością może doprowadzić do niebezpiecznych
sytuacji nerwowych.
Po wejściu do szkoły zwykle należy się skierować do szatni, zlokalizowanej
na ogół w dość mrocznej piwnicy. Miejsce to jest zwykle
pozbawione odpowiedniego nadzoru i stwarza szerokie możliwości
do dręczenia przez inne dzieci. Nie zawsze musi to oczywiście mieć
miejsce. Ale wystarczy, że tego typu incydent zostanie w pamięci
(nawet dotyczący kogoś innego – zaobserwowany czy zasłyszany)
i już wyobraźnia i nastawienie do świata spowodują, że miejsce to
będzie postrzegane jako jeszcze bardziej nieprzyjazne. A przebywanie
w nim spowoduje dodatkowy stres.
Nawet gdyby jakimś cudem nie było takich bezpośrednich obciążeń,
to samo przebywanie w głośnym, pełnym biegających, wrzeszczących,
rzucających butami czy czymś tam jeszcze dzieci, jest
wystarczająco traumatyczne. Klasa zwykle liczy od kilkunastu do kilkudziesięciu uczniów. Każdy jest inny. Dzieci zachowują się nieprzewidywalnie. Są nietolerancyjne. Często złośliwe, mściwe. …

Jak pracować z nauczycielami, którzy pracują źle, bo są zmęczeni, wypaleni, zaburzeni, albo zwyczajnie niekompetentni

Problemowi nauczyciele to rzeczywistość, którą wielu dyrektorów w jakiś sposób  w szkole ignoruje. Podczas posiedzeń rady pedagogicznej są oni jak przysłowiowe „słonie” w pokoju. Wszyscy je widzą, ale omijają i nikt nie chce się z nimi zmierzyć ze strachu przed zadeptaniem. Wiele szkół o marnej renomie (ale też i niektóre odnoszące sukcesy) to szkoły opanowane przez słonie. Kiedy stado przemierza [...]